Polacy w hrabstwie Dorset, UK
Polacy w hrabstwie Dorset, UK
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Polacy w hrabstwie Dorset, UK Strona Główna
->
balety
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie GMT
Skocz do:
Wybierz forum
Forum
----------------
Regulamin
Uwagi dot. forum
Hrabstwo Dorset
----------------
Hrabstwo Dorset
Christchurch
Bournemouth
Poole
Weymouth and Portland, West Dorset, North Dorset, Purbeck, East Dorset
Dla przyjeżdżających do Dorset (Bournemouth)
----------------
zakwaterowanie / praca
Linki
----------------
strony internetowe związane z hrabstwem Dorset
inne ciekawe strony www.
Język angielski - ucz się razem z nami!
----------------
podstawowe zwroty dla początkujących
gramatyka
english only
Inne
----------------
Hyde Park
Humor
MOTORYZACJA
Poznajmy się
Foto Album
----------------
zasady umieszczania fotek
Wielka Brytania w obiektywie
pozostałe zdjęcia
Ogłoszenia
----------------
dam pracę / szukam pracy
kupię / sprzedam
zamienię
zakwaterowanie
balety
ogłoszenia pozostałe
Archiwum
----------------
z archiwum x
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
kubekoi
Wysłany: Nie 16:19, 22 Lip 2007
Temat postu:
bylem, widzialem i skakalem do 3:30 am. masakra:)
ktos zabral kasi nick
Wysłany: Sob 8:38, 21 Lip 2007
Temat postu:
Bylo bosko!!! Troche szkoda ze Marlay nie wpadl tez, ale podobno mial inne plany (juz od paru lat z reszta). Chociaz wydawalo mi sie ze go slyszalam...
kubeko i
Wysłany: Sob 20:07, 23 Cze 2007
Temat postu: ee...lepiej mi juz
to ja mam urodzinki i ja pytalem kto ma w tym dniu i sie chwalil.. zapomnialem sie podpisac i wyszlo ze jestem gosciem
w sumie jestem. i tak bede trzymal . a co do tei imprezy... fajna sprawa pobujac sie na boki patrzac na swiat w kolorach innych niz ci ktorych tam zabraknie
skype: kubekoi
gg: kubekoi
rozmiar: kubekoi
detale: kubekoi
inne: kubekoi
rozwiazywanie problemow nierozwiazywalnych: kubekoi
a dla kobietek mam niespodzianke... pod warunkiem ze sa niegrzeczne. ja nie to co swiety mikolaj... ale to pewnie w srode w klubie xxx gdzie mamy jakas imprezke na ktorej pewnie bedziemy wszyscy, niezaleznie od tego czy sluchamy mandaryny czy starej dobrej MUZYKI
pozdrowionka
PS. sorry za balagan. chyba jestem ''glodny''
aaa... jesli ktos potrafi jezdzic konno(najlepiej kobietki) albo plywac na desce - windsurfing(najlepiej kobietki) to dajcie znac(kobietki)
A co do mojego glodu... jak nie przestane o tym gadac to stane sie slawny... i chyba nadal glodny
niestety... choroba nie wybiera... a wiernosc jednej jest zgubna. (ale trzeba sie tego trzymac bo tak trzeba poniewaz tak jest OK i juz:)
dobranoc woly
nie wiem czemu nie moge nic napisac pod wlasnym szyldem... kubekoi
Gość
Wysłany: Sob 19:46, 23 Cze 2007
Temat postu:
ktos zabral kasi nick napisał:
mnie tam na pewno nie zabraknie!!!a kto mnie tam znajdzie na haslo
sto lat
dostanie browarka bo tak akurat wypadnie ze sie na tym koncercie postarzeje o kolejny roczek
cos mi sie zdaje ze sie z kims napije bo mi tez walnie kolejny roczek
ktos zabral kasi nick
Wysłany: Sob 13:28, 23 Cze 2007
Temat postu:
a jak ktos nie wie to opera house est na deptaku w boscombe, takie duze-znajdziecie
ktos zabral kasi nick
Wysłany: Sob 13:26, 23 Cze 2007
Temat postu:
mnie tam na pewno nie zabraknie!!!a kto mnie tam znajdzie na haslo
sto lat
dostanie browarka bo tak akurat wypadnie ze sie na tym koncercie postarzeje o kolejny roczek
Kermit
Wysłany: Pon 23:39, 18 Cze 2007
Temat postu:
Ja ide na bank...
Nie wiem gdzie to jest, ale znajde. Gdzie mozna bilety kupic?
Andy
Wysłany: Wto 21:02, 03 Kwi 2007
Temat postu:
hmm, to Bob Marley "wróci do nas" na ten koncert??
żarty żartami, ale ja się wybieram! Jeżeli znajdą się jacyś chętni to się wcześniej zgadamy! Czekam!
..."No Woman No Cry" lalalalala
michu
Wysłany: Wto 20:49, 03 Kwi 2007
Temat postu: 13 lipiec - The Reggae Meltdown - Opera House, Bournemouth
zagraja:
the reggae meltdown:
the wailers + easy star all stars + pama internationa + the dualers
Tickets: £17.50 Adv - £22.50 Door
Doors: 7pm - 5am
MUZA: reggea,dub
BOB MARLEY & THE WAILERS
Robert Nesta Marley, znany światu jako Bob Marley, przyszedł na świat w środę 6 lutego 1945 roku w wiosce St. Ann, na północy Jamajki. Jeszcze jako dziecko wyjechał z matką w stronę stolicy - Kingston. Spodziewali się, podobnie jak wielu innych wieśniaków zmierzających w tamtym kierunku, że czeka na nich kraina mlekiem i miodem płynąca. Niestety, w Kingston pracy było za mało, a ludzi za dużo. Marleyowie osiedli więc w Trenchtown - dzielnicy slumsów. Tam właśnie młody Bob - wspólnie ze swym przyjacielem Bunnym Livingstonem - dzięki amerykańskim stacjom radiowym odkrywał świat muzyki, świat rhythm'n'bluesa. Jego największym marzeniem było założenie zespołu... I wtedy właśnie (1962) na głos podśpiewującego sobie pod nosem chłopaka uwagę zwrócił Leslie Kong, producent muzyczny, który zorganizował Bobowi pierwsze nagrania. To ośmieliło go do dalszych działań. Wkrótce, wspólnie z Bunnym i innym entuzjastą muzyki Peterem MacIntoshem założył własną grupę - The Wailing Wailers. Formacja, przekształcona potem w The Wailers stała się jedną z nielicznych, o ile nie jedyną formacją rodem z Jamajki, której udało się osiągnąć międzynarodowy sukces i szturmem podbić rynki płytowe całego świata. Ale po kolei...
Pierwszy zespół Boba Marley'a, założony z pomocą Joe Higgsa w roku 1964, nazywał się „Wailing Wailers". Był to kwintet wokalny, w którego skład wchodzili: Junior Braithwaite, Peter Mclntosh (Tosh), Bunny Livingston (Wailer), Bevery Kelso, oraz Bob Marley. Bunny Livingston i Peter Mclntosh grali również na instrumentach (piano i perkusyjne), lecz nie mieli wystarczającej ilości pieniędzy, aby zakupić sobie wyposażenie sceniczne i aparaturę. Gdy „Wailing Wailers" przybyli do studia Clementa Dodda, który w tamtych czasach miał dwie własne firmy wydawnicze (fonograficzne) — „Sir Coxone" i Studio One, musieli korzystać z pomocy muzyków sesyjnych oraz ich aparatury. Urzeczywistniona w ten sposób sesja nagraniowa musiała przynieść dobre nagrania; pierwszy utwór, zrobiony w studiu Clementa Dodda, Simmer Down, a firmowany przez grupę „Wailing Wailers", szybko trafił na jamajską listę przebojów. Podobnie stało się z kolejnymi nagraniami realizowanymi dla Dodda. "Simmer Down" w styczniu 1965 r. wszedł na 1. miejsce listy przebojów JBC Radio, utrzymując się tam przez dwa miesiące. Ogółem sprzedano 80.000 egzemplarzy tej płytki. Po wielkim lokalnym sukcesie, muzycy zarejestrowali kompozycję "It Hurts To Be Alone" z Juniorem Braithwaite'em w roli wokalisty prowadzącego i "Lonesome Feeling" z partią wokalną w wykonaniu Bunny'ego Wailera. W latach 1963-1966 The Wailers zarejestrowali dla Dodda ponad 70 nagrań, z których 20 stało się lokalnymi przebojami, prezentując szeroką gamę muzycznych stylów. od przeróbek amerykańskich przebojów soulowych i doo-wop przez ska po bardziej nowoczesne brzmienie zwiastujące narodziny rock-steady. Znalazły się wśród nich utwory, które Marley nagrał w nowej wersji w latach 70. Pod koniec 1965 r. z zespołu odszedł Braithwaite, by wyjechać do Ameryki, a niedługo potem kolegów opuścili także Kelso i Smith. W roku 1968 „The Wailing Wailers" pozbyli się przedrostka w nazwie i od tego czasu nazywali się po prostu "The Wailers" (jedni tłumaczą nazwę jako "zawodzący na pogrzebowych ceremoniach śpiewacy", inni mówią krótko: "płaczki" lub "wyjce")
10 lutego 1966 r. Marley ożenił się z Ritą Anderson, wówczas członkinią grupy The Soulettes, która potem miała zostać jedną "trzecią" tercetu The I- Threes, a wreszcie wokalistką solową. Już następnego dnia Bob wyjechał do swojej matki w Willington w stanie Delaware (pracował tam jako kelner, asystent w laboratorium, kierowca wózka widłowego na nocnej zmianie w magazynie oraz monter w fabryce Chryslera).
Cadella Booker, matka Marleya tak wspomina: "Kiedy Bob przyjechał by mieszkać ze mną, był właśnie po ślubie z Ritą. Był szaleńczo zakochany w tej dziewczynie. Gdy przychodził po pracy nie chciał już nigdzie wychodzić. Dziewczęta dzwoniły, chciały z nim rozmawiać, ale on oddawał mi słuchawkę mówiąc - Mamo porozmawiaj z nimi, po co ja mam to robić. I wtedy musiałam im tłumaczyć, że on nie ma ochoty na pogawędki. Przez cały czas myślał o Ricie".
Na Jamajkę Bob wrócił w październiku 1966 roku z oszczędnościami w wysokości 700 dolarów. The Wailers byli w tym okresie triem wokalnym i w 1967 r. nadal nagrywali dla Coxsone'a Dodda, rejestrując pod koniec roku w Studio One lokalny hit "Bend Down Low". W 1968 r. Zaczęli wydawać wyprodukowaną własnym sumptem muzykę we własnej firmie Wail'N'Soul, przemianowanej później na Tuff Gong. Nagrania te należące do najrzadziej wznawianych w dorobku The Wailers prezentują formację u progu nowej muzycznej dojrzałości. 17. 10. 1968 r. Rita Marley urodziła syna Davida "Ziggy'ego", a Bob po raz ostatni obciął włosy. Pod koniec tego samego roku, po wyjściu Bunny'ego Wailera z więzienia (spędził tam 14 miesięcy, odsiadując wyrok za posiadanie marihuany), muzycy zaczęli rejestrować nagrania demo dla Danny'ego Simsa, menedżera wokalisty soulowego Johnny'ego Nasha, który w kwietniu 1972 r. trafił na brytyjską listę przebojów z kompozycją Marleya "Stir It Up". Współpraca ta (głównie z powodów finansowych) okazała się krótkotrwała i muzycy zaczęli nagrywać dla producenta Lesliego Konga, który odniósł już międzynarodowy sukces współpracując z Desmondem Dekkerem, The Pioneers i Jimmym Cliffem. W 1970 r. Kong wydał kilka singli i album The Best Of The Wailers. Jednak już wcześniej muzycy stali się zagorzałymi Rastafarianami i porzucili Konga, by nawiązać współpracę z producentem Lee "Scratch" Perrym. Perry nie tylko pomógł formacji podkreślić jej buntowniczy charakter , ale również umożliwił współpracę z duetem basowo- perkusyjnym w osobach braci Barrettów. Astona "Family Man'a" (ur. 22.11.1946 r. w Kingston) i Carltona (ur. 17.12.1950 r. w Kingston, zm.w 1987 r.), którzy stali się nieodłączną częścią brzmienia The Wailers. Nagrania, których Bob Marley And The Wailers dokonali z Perrym w latach 1969- 1971 , prezentowały formację u szczytu twórczych możliwości. Połączenie doskonałych nowych kompozycji takich jak. "Duppy Conqueror", "SmaIl Axe" i "Sun Is Shining" z opracowanymi na nowo starszymi utworami, uzupełnionymi o nowatorskie rytmy The Upsetters i równie nowatorski wpływ samego Perry'ego, przyniosło w efekcie dzieło będące jednym z najlepszych przykładów muzyki rodem z Jamajki. Zapoczątkowało także serię międzynarodowych sukcesów Boba Marleya. Muzycy nagrywając nadal dla swojej wytwórni Tuff Gong, zwrócili na siebie uwagę Chrisa Blackwella, szefa wytwórni Island.
W 1972 r. Blackwell podpisał z zespołem kontrakt nagraniowy, co było posunięciem bez precedensu zarówno dla dużej wytwórni płytowej, jak i zespołu reggae. W składzie zreformowanej w połowie 1974 r. Grupy znaleźli się: Marley, bracia Barrettowie i Bernard " Touter" Harvey (instr. klawiszowe). Harmonie wokalne uzupełniało trio The I-Threes (Marcia Griffiths, Rita Marley i Judy Mowatt). Dzięki trzeciemu nagranemu dla Island albumowi Natty Dread, grupa zaistniała na arenie międzynarodowej, a jej brzmienie zaczęto utożsamiać z tzw. "międzynarodowym " reggae, które grała aż do śmierci Marleya. Opracowując ten nowy styl, nie tylko dzięki nagrywanym dla Island albumom lecz również licznym koncertom. The Wailers odeszli od oryginalnej muzyki rodem z Jamajki, stając się częścią globalnego rynku muzycznego.W czasie gdy wpływ Boba Marleya - nie tylko jako muzyka ale także jako symbolu człowieka sukcesu z tzw. Trzeciego Świata - zataczał coraz szersze kręgi, oryginalna muzyka z wyspy płynęła we własnym kierunku.
Chris Blackwell tak wspomina: "Bob, Peter i Bunny przyszli do mojego biura w Londynie. Nie znali nikogo, ale byli jak wielkie gwiazdy. Porozmawialiśmy chwilę i zaprosiłem ich na próbę. Prawdę mówiąc niewiele zrozumiałem z ich muzyki... ale wiedziałem, że ci ludzie chcą grać. Tak więc podpisałem z nimi kontrakt, który nie ukrywam... był ryzykowny. Dałem im trochę pieniędzy, a oni mieli za to nagrać płytę. Wszyscy mówili mi wtedy, że nigdy nie zobaczę już tych pieniędzy i nigdy też nie usłyszę ich muzyki. Kilka miesięcy później, kiedy byłem na Jamajce, zadzwoniłem do nich i ku mojemu zdziwieniu oni przyjechali i nagrali płytę "Catch a Fire". Cztery tysiące funtów które im dałem to było stanowczo za mało aby móc nagrać taką płytę. Do dziś zastanawiam się jak udało im się to zrobić".
The Wailers zadebiutowali w Island wspomnianym albumem Catch A Fire wydanyn w 1973 r. W kwietniu tego samego roku muzycy przyjechali do Wielkiej Brytanii, by zagrać kilka koncertów i wystąpić w telewizji. Nieco później zrezygnowano z ich usług jako tzw. suport bandu w czasie amerykańskiej trasy formacji Sly & The Family Stone pod zarzutem, że przyćmiewają gwiazdy. Dzięki dobrze przemyślanej kampanii reklamowej album Catch A Fire sprzedawał się na tyle dobrze, by zapewnić wydanie następnego Burnin', Przed przystąpieniem do pracy nad tym wydawnictwem do zespołu dołączył Earl "Wire" Lindo, co Zasygnalizowało powrót do buntowniczego podejścia, nie łagodzonego żadnymi elementami charakterystycznymi dla produkcji typowo rockowej. Jesienią 1974 r. Pochodzący z tego właśnie albumu utwór ,,I Shot The Sheriff" trafił w wykonaniu Erica Claptona na 9. miejsce brytyjskiej listy przebojów, przecierając jednocześnie szlak dla dalszych propozycji The Wailers. W czasie, gdy członkowie zespołu stali u progu wielkiego międzynarodowego sukcesu, wewnętrzne spory związane z narzucanym przez Island imagem formacji doprowadziły do odejścia Tosha i Livingstona (obaj postanowili zająć się karierą solową).
Peter Tosh o odejściu z The Wailers mówił: "Myśmy się nie rozpadli. To co było między nami też się nie rozpadło. To Jah nas połączył i to On rozdzielił nasze drogi. Był czas że uczyliśmy się muzyki i tworzylismy wspaniałą muzykę. Uzupełnialiśmy się wzajemnie. Ja i Bunny swoimi głosami ozdabialiśmy muzykę Boba tak by stała się ona piękna. Tego wtedy potrzebowalismy... Przed tymi wielkimi koncertami występowaliśmy jako „The Wailers", i każdy wiedział, że jest to Bob, i Bunny, i ja. Raptem okazało się, że jest „Bob Marley and The Wailers" i ani ja, ani Bunny nie mieliśmy już nic do powiedzenia. Gdy rozpoczęła się kariera Boba zaczęliśmy stanowić tylko tło dla niego. Musieliśmy więc zacząć samodzielną pracę i dlatego postanowiliśmy się rozstać, bowiem każdy z nas coś robił i nie było powodu, dla którego wszystko miałoby być firmowane przez Marleya."
Opuszczony przez Tosha i Bunny'ego Marley wprowadził do zespołu chórek „l-Trees", który stale już występował, i nagrywał z The Wailes nowe płyty. W sierpniu 1975 r. formacja rozpoczęła trasę po Wielkiej Brytanii w nowym składzie z Tyronem Downie'em (instr. Klawiszowe), Alvinem "Seeco" Pattersonem (instr. perkusyjne) i Julianem "Juniorem" Murvinem (git.), którzy zastąpili Harveya i Lindo. Na koncertach zaczęli pojawiać się zarówno biali jak i czarni wielbiciele grupy , co w tym czasie było prawdziwym ewenementem. Pod koniec tego roku Marley umieścił na brytyjskiej liście przebojów pierwszy w swojej karierze przebój - autobiograficzną kompozycję "No Woman No Cry". W tym samym roku na rynku pojawiła się również pierwsza oficjalna płyta koncertowa, zarejestrowana podczas występów w londyńskiej sali Liceum. "LIVE!" uznany został po latach za jeden z najlepszych albumów koncertowych w historii muzyki rozrywkowej.
Jesienią 1976 roku Marley wydał płytę "Rastaman Vibration" i po trasie promującej w USA wrócił do Kingston. Tu zaproponowano mu występ podczas organizowanego przez rząd koncertu „Smile Jamaica” ("Uśmiechnij się Jamajko"). Władze zapewniły Marleya, że impreza nie będzie miała wydźwięku politycznego, nie będzie też przedwyborczym wiecem. Mimo iż przyjaciele radzli Marleyowi żeby nie mieszał się do spraw tak wyraźnie politycznych, Bob nie odmówił. /Miał związane ręce: nie tak dawno jego rodzina dostała dom w Zatoce Byków od ministra budownictwa./ Dwa dni przed imprezą, 3 grudnia do domu zamieszkanego przez rodzinę i przyjaciół Boba wtargnęło dwóch zamachowców, którzy oddali serię strzałów do znajdujących się w środku ludzi. Marley, zraniony w pierś i - po rykoszecie - w rękę, ocalał zasłonięty przez menadżera Dona Taylora, który przeżył mimo czterech postrzałów. Rita, żona Marley'a, wsiadała wtedy do swojego żółtego volkswagena garbusa i uruchamiała silnik. Pięć strzałów roztrzaskało tylną szybę samochodu, jeden pocisk przebił drzwi, a ostatni trafił w głowę Rity. Ciężko rannych (Ritę, Taylora i Lewisa Griffitha, przyjaciela Marleya) odwieziono do szpitala, a Bob skrył się w Górach Błękitnych niedaleko od Kingston. Kto strzelał? Sprawa do dziś pozostała niewyjaśniona. Jedni mówią, że zamachowcy działali w imieniu prawicowej Partii Ludowo-Narodowej, obawiającej się zamachu stanu, inni, że byli wysłannikami Jamajskiej Partii Pracy niechętnie patrzącej na koncert mający się odbyć pod egidą partii rządzącej. Marley, na przekór wszystkim i mimo obrażeń wystąpił na koncercie i porwał naród Jamajki do rytualnego tańca wolności. Nawet ciężko ranna Rita powstała ze szpitalnego łóżka i wystąpiła przed wielotysięcznym tłumem w samej tylko koszuli nocnej. O zamachu Bob śpiewał potem w piosence "Ambush In The Night" ("Pułapka w nocy")
Po zamachu Marley na 18 miesięcy wyniósł się z Jamajki. Mieszkał między innymi na Florydzie i w Wielkiej Brytanii, gdzie pracował nad częścią utworów do albumu Exodus. W 1977 roku, podczas gry w swoją ukochaną piłkę nożną zranił się w nogę. Nie przeczuwał, że tak drobna rana w przyszłości zaważy na jego życiu. Osłabiony fizycznie Bob Marley pozostał jednak niezłomny duchem. Nie ugiął się nawet, gdy zarzucano mu sprzedanie się, zdradę ideałów i robienie kariery tylko dla pieniędzy. Każda nowa płyta biła kolejne rekordy sprzedaży i coraz dłużej okupowała pierwsze miejsca list przebojów na całym świecie. Tak było i z "Exodus", i z "Kayą". "Mam BMW. Ale tylko dlatego, że BMW znaczy Bob Marley & The Wailers. Niepotrzebny mi drogi samochód." - mówił Bob. Pieniądze nie zawróciły mu w głowie. Na jego koszt żyło na Jamajca kilkaset osób.
W kwietniu 1978 r. Marley wystąpił na koncercie ONE LOVE PEACE w Kingston, w czasie którego doprowadził do symbolicznego pojednania liderów dwóch wojujących ze sobą partii politycznych: Michaela Manleya i Edwarda Seage /zdjęcie powyżej/.
Neville Garrick - przyjaciel Boba, tak wspomina to wydarzenie: "Marley był tym, który jednoczył. Przybył na koncert i pokazał jedność. Wziął obu za rece a Jah połączył ich razem. Bob pośrodku wyglądał jak Chrystus. Uświadomił ludziom z Jamajki, że choć jedni bronią Manleya a drudzy Seagę, to tak na prawdę to ta sama banda. Ludzie muszą się więc jednoczyć a nie walczyć ze sobą. Te 20 sekund gdy trzymał ich dłonie uniesione do góry, to był bardzo podniosły moment".
Po koncercie One Love zespół wyruszył na gigantyczne tournee po Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Japonii, Australii i Nowej Zelandii. Przez cały czas wytwórnia Tuff Gong rozszerzała swoją działalność, promując także nowe talenty. Pochodzący z 1979 r. album Survival spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem i odniósł także spory sukces w Afryce. Pochodzący zeń utwór "Zimbabwe" doczekał się wielu wersji w wykonaniu afrykańskich artystów. 17 kwietnia 1980 r. Marley wystąpił na koncercie w Salisbury w Zimbabwe (tuż po uzyskaniu przez ten kraj niepodległości), gdzie zagrał dla 40-tysięcznej publiczności, wśród której znaleźli się brytyjski następca tronu książę Karol i prezydent Mugabe. Latem 1980 r. nowotwór znów dał znać o sobie, gdy artysta zasłabł podczas joggingu w nowojorskim Central Parku. Po tym incydencie przerwano amerykańską trasę formacji, chociaż Marley wystąpił jeszcze tego samego wieczoru w Madison Square Garden.
Pożegnanie miało miejsce w Pittsburgu, podczas ostatniego koncertu. Bob Marley zaczął od słów: "Pozdrowienie w imieniu Jego Cesarskiej Mości, Imperatora Hajle Sellasje l, Jah Rastafari, który żywy i prawdziwy w naszej wspólnocie trwa, zawsze wiernie, zawsze pewnie. Oni mówią, że doświadczenie naucza mądrości, lecz jest to naturalna tajemnica niesiona przez powietrze.." Potem Bob zgromadził cały zespół i zaczął od refrenu z Rude Boys. Monotonny śpiew, przygnębiający lament rozdzierał powietrze. Towarzysze we łzach domyślali się, że nadchodzi już koniec, że nowotwór trawiący ich proroka wygrywał. Ale patrząc na śpiewającego mistrza, na jego zamknięte oczy śledzące niewidzialną nić rytmu, na giętkie ręce poruszające się szybko, słuchając jego urzekającego i hipnotyzującego głosu, znajdowali siłę, żeby kontynuować wytyczoną drogę. Musieli jednak wiedzieć, że już nigdy nie będzie tak jak przedtem, ponieważ, jak mawiał Marley: "Moje stopy są moim jedynym bagażem, dlatego muszę iść dalej. Ale kiedy mnie tu nie będzie, wszystko będzie w porządku, tak jak być powinno. Nie, nie płacz, kobieto".
W grudniu 1980 r. roku Bob poddał się kontrowersyjnej terapii w klinice dr Josefa Isselsa w Bawarii w Niemczech. Nie przyniosła ona jednak spodziewanych efektów. 11 maja 1981 r. Bob Marley zmarł na raka (czerniaka - raka skóry który jest chorobą białych) w szpitalu w Miami. Tuż przed śmiercią, w kwietniu, przyznano mu jamajski Order Zasługi, odebrany w imieniu artysty przez syna - Ziggy'ego. 21 maja Boba Marleya pochowano w St. Ann's podczas ceremonii z honorami należnymi głowie państwa. Dla upamiętnienia trzeciej rocznicy śmierci artysty wytwórnia Island wydała składankowy album "Legend", który do dziś utrzymuje się na brytyjskiej liście przebojów.
We wrześniu w 1984 r. włamywacze zamordowali Petera Tosha. W kwietniu 1987 r. przed domem w Kingston zastrzelono perkusistę Wailersów Carltona Barretta. W prasie pojawił się komentarz: "Przed laty zamilkł największy z nich. Teraz ustało ich serca bicie."
W 1990 roku, dzień urodzin Marleya - 6 lutego, ustanowiono świętem narodowym Jamajki. W czerwcu tego samego roku wpłatą na konto Amnesty lnternational - Chris Blackwell zapoczątkował działalność fundacji im. Boba Marleya. W wyniku długich sporów Blackwell zdobył całkowitą kontrolę nad prawami autorskimi do utworów Boba Marleya. W lipcu 1991 r. doszło do kolejnego procesu o prawa do twórczości Marleya, o które tym razem walczyli weteran reggae Eddy Grant, wytwórnia MCA oraz zjednoczeni Rita Marley i Chris Blackwell. Po trwających blisko dziesięć lat sporach prawnych, za sumę 11,5 miliona dolarów nabyli je wdowa po artyście, dzieci oraz Island Logic Ltd.
Kiedy przyszło do podziału majątku, żona Marleya - Rita, wiedząc o wielu romansach męża, postanowiła "przesłuchać" kilkadziesiąt kobiet. W efekcie dzieci aż siedmiu z nich uznano za poczęte ze związku z Marleyem. "Jako sierota nadrabia braki w miłości z czasów dzieciństwa. Lubi być kochany. I sam kocha kochać. Jeżeli seks jest tym, bez czego nie może się obejść, ja odsunę się na bok. Nauczę się żyć bez niego" - tłumaczyła Boba, Rita. Sama urodziła mu czwórkę dzieci, które później założyły zespół Ziggy And The Melody Makers (Ziggy czyli David oraz Stephen, Cedella i Sharon). Bob, wieczny idealista i marzyciel, luźno traktujący sprawy seksu, pytany przez brukowych dziennikarzy o liczbę kobiet w swoim życiu, ucinał sprawę stwierdzeniem: "Chciałbym mieć tyle dzieci, ile ziaren piasku na plaży".
Ogólnoświatowy sukces, który stał się udziałem Boba Marleya, zainspirował wielu innych artystów rodem z Jamajki. Jego nazwisko stało się synonimem muzyki tego kraju, której był pierwszą wielką gwiazdą. Dzięki jego błyskotliwej karierze cały świat zwrócił uwagę na tę właśnie muzykę. Sam Marley był charyzmatycznym wykonawcą, wspaniałym wokalistą i twórcą, co znacznie utrudniło innym wykonawcom pójście jego śladem.
zrodlo:
http://www.rrr.com.pl
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin